Po pierwsze – dotyk. Mocny, ale nie bolesny. Czasem miękki i czuły, czasem zdecydowany i pomocny. Po drugie – słowa. Witold Pyrkosz, założyciel znanej marki Pan Kobido i jeden z najbardziej znanych masażystów twarzy w Polsce, potrafi opowiadać otwarcie i szczerze. O porażkach, walce, sukcesach, stratach, przyjaźni i oczywiście o… masażu. Po trzecie człowiek – oddany pracy i zafascynowany ludzką naturą i ciałem. Jeździ po świecie w poszukiwaniu kolejnych inspiracji. Szkolenia w Wielkiej Brytanii, Holandii, we Włoszech, targi w Nowym Jorku, za chwile kolejne targi w Azji. Nam opowiedział o początkach swojej fascynacji leczniczym dotykiem, faktach i mitach dotyczących masaży twarzy, próbach aktorskich pod okiem taty (znanego aktora – też Witolda Pyrkosza) oraz o tym, co mu dało toczenie ceramiki na kole…
Jak się zaczęła twoja przygoda z kobido?
To długa historia. Blisko piętnaście lat temu, w czasie kiedy moja żona ciężko chorowała na nowotwór, zacząłem interesować się alternatywnymi metodami pomagania. Niestety, medycyna tradycyjna już przestała działać. Poznałem wtedy wiele osób zajmujących się medycyną wschodu, alternatywną, wtedy w Polsce relatywnie mało popularną. Sprawdzałem akupunkturę, irydologię, refleksologię, ziołolecznictwo w ujęciu chińskim i akupunkturę. Sam też korzystałem z tych zabiegów i stwierdziłem na własnej skórze jak bardzo są one skuteczne i jak doskonale mogą uzupełniać tradycyjną medycynę. Nie zastępować, ale uzupełniać. Zacząłem poważnie myśleć, by się tym zająć.
Pracowałeś wtedy w zawodzie jakkolwiek zbliżonym do tego, o czym mówisz?
Bynajmniej. Skończyłem kierunek ekonomiczny na UW, byłem wtedy dyrektorem szkoły fotografii. Postanowiłem jednak wiele zmienić w życiu i otworzyłem Centrum Zdrowia i Urody. Zaprosiłem do współpracy ekspertów medycyny alternatywnej, chciałem stworzyć coś naprawdę dużego, ale przesadziłem ze skalą biznesu. Firma była na początek za duża, krótko potem na rynku pojawił się Groupon, który doprowadził wiele interesów do zamknięcia. Było to bardzo silne doświadczenie ekonomiczne. Przeżyłem je jednak i poszedłem dalej. A że zawsze kieruję się w życiu intuicją, kiedyś pewnie nieświadomie – dziś już świadomie, poczułem, że sam także chciałbym stanąć przy stole zabiegowym. To było mocne wołanie…
Miałeś jakieś doświadczenie w takiej pracy?
Żadnego. Nigdy nikogo, w sensie terapeutycznym, nie dotykałem. Ale głęboko czułem, że chcę opiekować się ludźmi właśnie w ten sposób. Wiedziałem też od razu, że chcę pracować z twarzą i że nie jest to praca kosmetologiczna, ale manualna. Czułem, że to ma być dotyk, silny i rozluźniający napięcia, emocje i złogi. Byłem przekonany, że coś takiego na świecie istnieje i zacząłem szukać. Najbliższa temu była refleksologia twarzy metodą Lone Sorensen. Szybko zacząłem zmieniać ten zabieg pod siebie, zgodnie ze swoją intuicją. Potem było wiele innych szkoleń – etap kolekcjonowania dyplomów (śmiech) i metod pracy z ciałem, aż podczas kolejnej podróży do Japonii poznałem kobido.
Mówi się, że w Polsce masaże kobido są inne niż w Japonii…
Tak, w przeważającej większości i to jest ok. My, ludzie Zachodu, najczęściej przychodzimy do specjalisty dopiero gdy potrzebujemy ratunku. Rzadziej wybieramy zabiegi profilaktycznie, by zapewnić sobie lepszy wygląd w przyszłości. Zatem w naszych realiach masaż ten bywa silniejszy, bo jest już raczej naprawą niż zapobieganiem. Kiedy poznałem kobido od razu wiedziałem, że to będzie podstawą do stworzenia mojego własnego zabiegu, który naturalnie budował się w mojej głowie i w czasie praktyki już od kilku lat. W połączeniu z metodą powięziową i pracą z tkankami, daje fenomenalne efekty. Powstało Kobido Up czyli mój autorki zabieg, daleko odbiegający od tradycyjnego kobido. I kiedy sprawdziłem, że masaże te przynoszą ogromną ulgę i dają fenomenalne efekty, przygotowałem odpowiednie oleje do masowania, przemyślałem dokładnie ten koncept i uznałem, że pora założyć firmę. Nazwałem ją Pan Kobido.
Najpierw byłeś ty sam – Pan Kobido
Tak, Pan Kobido czyli ja. Firma bardzo szybko się rozrastała i zaprosiłem do współpracy mojego przyjaciela Mariusza. Mieliśmy już wcześniej dwa inne biznesy i sprawdziliśmy się w boju. On też chciał zmienić swoje życie, przeszedł szkolenia i nauczył się masowania tak dobrze, że bardzo szybko stał się wspaniałym terapeutą. A potem klientki i klienci zaczęli zwracać uwagę, że to świetny koncept, że masują mężczyźni. Choć na początku nie było takiego założenia, uznaliśmy, że skoro to się podoba, zatrudnimy kolejnych masażystów. W firmie masują mężczyźni, ale pracują u nas oczywiście także kobiety, w biurze i administracji, wspaniale wspierając nasze działania zabiegowe i szkoleniowe.
Czy COVID pomógł czy przeszkodził?
Na początku przeszkodził, bo wszystko się zamknęło. Ale kiedy zaczęły się powoli otwierać salony kosmetyczne i kliniki, zaczęło do nas przychodzić wielu aktorów i piosenkarzy, którzy wreszcie mieli czas zająć się sobą. Pojawiło się też mnóstwo nowych pacjentek, które przychodziły zszokowane swoim wyglądem w kamerkach internetowych. Praca zdalna, ostre oświetlenie, obrazki bez social mediowych filtrów pokazały wszelkie wady. Śmialiśmy się w firmie, że powinniśmy jakąś prowizję przekazać aplikacjom Zoom i Teams, tylu klientów nam „przysłały”. Przez pandemię, wielu z naszych klientów nie chodziło do pracy, za to jak po kilku miesiącach znowu trafili do swoich firm, nagle znajomi zaczęli mówić: „Hej! Jak dobrze wyglądasz! Wypoczęłaś! Wypocząłeś!” I wtedy zobaczyli efekt masaży. To samo mówiły aktorki – one usłyszały od swoich makijażystek w teatrze, a makijażystki dobrze znają ich twarze, że coś się zmieniło. I padały pytania: Co sobie zrobiłaś?
Satysfakcja?
Ogromna! Widzę totalną zmianę świadomości u naszych klientów. Wreszcie zrozumieli, jak wiele może dać świadomy, głęboki dotyk.
Mężczyźni przychodzą?
Stanowią pięć procent i najczęściej są to partnerzy naszych klientek. One przekonały ich, że to nie jest beauty i że to żaden wstyd dla mężczyzny. Przychodzą faceci, którzy nigdy w życiu nie nałożą sobie maseczki, ale lubią mocny masaż, bo on daje ogromny relaks. Na szkoleniach jest więcej mężczyzn, do 15 procent. Rośnie zatem liczba męskich masażystów. Uczestnikami naszych szkoleń często są oczywiście zawodowi masażyści, fizjoterapeuci, osteopaci, kosmetyczki lub przedstawiciele innych zawodów, ale coraz częściej przychodzą osoby, które po prostu są zmęczone tym, co robią w życiu, wypalone zawodowo albo takie, które w wyniku pandemii wypadły z rynku pracy i szukają nowego pomysłu na siebie. Są gotowe, by dokonać zmiany.
Ta praca zawsze będzie potrzebna…
Tak, klienci z każdym rokiem dojrzewają i zaczynają widzieć procesy starzenia. Zapotrzebowanie zatem tylko rośnie. Z drugiej strony, to świetna praca dla osób zmęczonych mówieniem. Tu można mieć kontakt z drugim człowiekiem w ciszy. A dodatkowo – to zajęcie, które można wykonywać na całym świecie nie znając żadnego języka. Tu rozmawia się dotykiem.
Pamiętasz swój pierwszy zabieg?
Doskonale. To było transcendentne przeżycie – stanięcie nad głową obcej osoby i bycie z nią w ciszy i w dotyku przez półtorej godziny. Zaufanie tej osoby. Oddanie. Mnie też ta praca zmieniła. Otworzyła mnie na ludzi. Mimo, że wywodzę się z aktorskiej rodziny, zawsze byłem nieśmiałym człowiekiem. Tata próbował mnie wstawiać przed kamerę, ale szło to bardzo opornie. Byłem bardzo wstydliwy.
Ale kiedyś mu się udało?
Raz pojawiłem się w filmie Antoniego Krauze, gdzie byłem (bo nie można powiedzieć grałem) ojcem z czasów dzieciństwa, pojawiałem się w jego śnie. Widać mnie przez chwilę. Za to, kilka lat temu, siostra Katarzyna (piękna kobieta, widoczna na większości naszych materiałów reklamowych) namówiła mnie na wzięcie udziału w castingu do reklamy telewizyjnej. Po prostu zgarnęła mnie jadąc do studia. Stało się to tak szybko, że nawet nie zdążyłem tego przeanalizować. Tamtego castingu nie wygrałem, ale kilka kolejnych już tak. W sumie wziąłem udział w około dziesięciu produkcjach reklamowych. To było dobre ćwiczenie na nieśmiałość. Dzięki tamtym doświadczeniom dziś spokojnie staję przed grupą na moich szkoleniach. Zawsze powtarzam kursantom, że nie warto zastanawiać się, czy jesteśmy w złym miejscu w życiu, ale lepiej pomyśleć – co mogę z tego zaczerpnąć? Jakim to może być wkładem do mojego życia, jak może mnie zmienić, wzbogacić… dzisiaj lub w przyszłości.
Co jeszcze zaczerpnąłeś w dawnych doświadczeń?
Kiedyś, dwie dekady temu, interesowałem się tai chi i qigong . Dziś widzę jak ogromną miękkość ruchów mi dały. Dekadę temu dopadła mnie pasja toczenia ceramiki na kole i to zostawiło mi pewny, mocny i precyzyjny chwyt. A właśnie ten mocny chwyt w połączeniu z miękkością ciała to fundament moich zabiegów. Było wiele rzeczy, przystanków na drodze do tego, gdzie jestem teraz. I nie miałem pojęcia, że wszystkie one przydadzą się właśnie dziś, włącznie ze studiami ekonomicznymi i zarządzaniem. Ze wszystkiego dziś korzystam.
Rozwiejmy kilka mitów na temat Kobido Up. Czy można rozciągnąć skórę przy tak mocnym dotyku?
Nie jest to możliwe. Żeby skóra uległa rozciągnięciu muszą zostać przerwane włókna kolagenowe. To się wydarza tylko w sytuacji bardzo mocnego szarpnięcia znienacka (tego nie ma w masażach) albo poprzez długotrwały wektor siły – czyli otyłość lub ciąża. Ewentualnie złe nawyki, takie jak codzienne przecieranie oczu, podpieranie się zawsze tą samą ręką godzinami przez lata, spanie na jednej stronie ciała i odgniatanie jej.
Czy Kobido Up boli?
Czasem klienci mówią, że gdzieś mieli podobny zabieg kobido i bardzo ich bolało. To jest w niezgodzie z podejściem terapeutycznym do klienta oraz jest to brak szacunku do drugiego człowieka, jego tkanek i odczuć. To także w niezgodzie z ideą, ponieważ kiedy nas boli – spinamy się. A zabieg ma rozluźniać. Najpierw uplastyczniamy tkanki. I dopiero na rozluźnionych tkankach pracujemy mocniej. Robimy to jednak delikatnie, nie wchodząc w obszar dużego bólu. Możemy zbliżać się do granicy bólu i ewentualnie delikatnie ją przekraczać, ale zawsze powinno się to odbywać za zgodą klienta.
Czy powstają siniaki?
Nie, chyba że ktoś źle zrobi ruch liftingujący i uderzy w tkankę.
A oleje do masażu? Nie każdy je lubi.
To mit, że klient wychodzi po masażu cały w oleju. Do tego masażu używa się bardzo mało oleju, aby palce terapeuty nie ślizgały się. My robimy zabieg na jednej kropli naszego własnego olejku. W dodatku tę kroplę mieszamy z hydrolatem, właśnie po to, by warstwa olejowa była jeszcze cieńsza.
Można łączyć takie zabiegi z botoxem?
Można. Przecież botox to paraliż mięśni. Trzeba tylko odczekać określony czas po iniekcji, zanim pójdzie się na masaż. W drugą stronę można masować nawet dzień przed botoxem, a najlepiej w serii. Dzięki temu tkanka o wiele lepiej przyjmie botox. Generalnie, jeśli ktoś korzysta z jakichkolwiek medycyny estetycznej, tym bardziej powinien przychodzić na masaże twarzy, ponieważ w jego tkance jest substancja obca, lub ma unieruchomiony mięsień. Co się dzieje z unieruchomionym mięśniem? Nie kurczy się i nie zaciska. Jeśli nie kurczy się, to nie pomaga płynąć krwi i limfie (nie mamy w organizmie pompy do limfy). Efekt – może zacząć zanikać tkanka mięśniowa. Tym bardziej mocny masaż takim tkankom pomoże. Z drugiej strony, dla osób które przesadziły z ilością zabiegów inwazyjnych, głęboka terapia manualna, np. Kobido Up może być jedynym ratunkiem, by przywrócić ruchomości w tkankach i prawidłową mimikę.
Nie antagonizujemy tych dwóch światów?
Nie, mogą się uzupełniać. Inna sprawa, że klientki, które zaczynają regularnie przychodzić do nas lub naszych absolwentów, coraz rzadziej odwiedzają gabinety medycy estetycznej. Po prostu masażem osiągają efekty, o których marzyły.
Czy masaż transbukalny, przez usta, jest komfortowy?
Pracujemy przy zamkniętej szczęce, nie ma odruchów wymiotnych, nie ma problemu z przełykaniem śliny. Ten masaż jest niezwykle skuteczny i warto go robić. To jeszcze głębsza ingerencja w tkankę mięśniowo-powięziową, by jeszcze lepiej wygładzić zmarszczki i bruzdy. Masaż ten głęboko rozluźnia też m.in. mięśnie policzkowe, śmiechowe i jarzmowe, a także mięsień okrężny ust czy obniżacze kącików ust.
Od jakiego wieku można chodzić na Kobido Up?
W każdym wieku. To idealna profilaktyka. Młoda, np. dwudziestokilkuletnia osoba może przychodzić nawet raz na trzy miesiące. Wystarczy, ponieważ jej tkanki są jeszcze bardzo plastyczne. A jeżeli ktoś w młodym wieku zacznie kilka razy w roku korzystać z Kobido Up, jego twarz w wieku 40 lat będzie wyglądała zupełnie inaczej niż równolatek. Starzenie to proces, w którym tkanki się sklejają, a mięśnie tężeją. Do tego spada ilość produkowanej elastyny i kwasu hialurynowego. Nie zatrzymamy czasu i wcale nie chcemy tego robić. Chodzi o uelastycznienie tkanek i zachowanie ich w jak najlepszej formie.
Robisz sobie automasaże?
Tak, kilka minut dziennie. Na więcej nie miałbym czasu. Raz jedna partia twarzy, raz druga. Raz jeden mięsień, raz drugi. Oklepywanie, oszczypywanie. Podczas mycia, czy nakładania kremu. To nie może być zbyt absorbujące, bo nikt by tego nie robił.
Co jeszcze wpływa na jakość naszej skóry?
Coś, co wpływa zdecydowanie negatywnie to stres. Klienci przychodzą z tak ogromnymi zaciskami w mięśniach, że nie mogą zjeść śniadania. Rekordzistka wśród moich klientek żyła w tak dużym napięciu, że roztrzaskała przez sen pięć zębów. Ortodonta przygotował jej szynę, ale zniszczyła ją pierwszej nocy. Napięcia bywają ogromne.
Kobido Up je niweluje?
Tak. Klienci wracają z informacjami, że lepiej śpią lub przestała ich boleć głowa. Nagle aspekt urodowy przestaje mieć znaczenie. Choć i to się poprawia, bo słyszą komplementy. „Mówią, że wyglądam promiennie!”. Kobido Up odblokowuje też emocje. To, czego nie wyrażamy, kumuluje się w tkankach. Każdy psycholog przyzna, że w ciele trzymamy nieprzepracowane traumy. Konflikty z rodzicami potrafią na wiele lat zacisnąć mięśnie żwacze, kark lub mięśnie skroniowe. Tak działa pamięć mięśniowo-powięziowa.
Ile zabiegów doprowadza nasze tkanki to dobrego stanu?
U każdego inaczej. Jedne napięcia puszczą po kilku masażach, nad innymi trzeba popracować dłużej. Czasem pacjenci pytają mnie, jak długo mają przychodzić do mnie na masaż. A ja mówię: ile będziesz chciała o siebie dbać, tyle będziesz przychodzić. Staramy się spotykać najrzadziej jak to możliwe, najczęściej raz na miesiąc. Oczywiście na początku nieco częściej, by doprowadzić tkankę do takiej elastyczności, by można było spotykać się raz na miesiąc. Uczymy też klientów autotejpingu – prostego oklejania najbardziej newralgicznych miejsc. To najczęściej lwia bruzda i czoło. Tu naprawdę mogą być spektakularne efekty.
Zrobiłeś tysiące masaży. Nigdy się nie tym nudzisz?
Od kilkunastu lat nieustająco czuję ciekawość drugiego człowieka, jego tkanek, reakcji skóry. Każdy jest inny, więc za każdym razem jest to też trochę inny zabieg. Nudy nie ma. Jest głębokie spotkanie, za każdym razem inne, za każdym razem fascynujące.
Zapisy na zabiegi oraz szkolenia z Kobido Up znajdziecie TUTAJ.