Zatrzymał mnie ten zapach i zaskoczył. Dawno już aż tak bardzo nie podobał mi się kwiatowy zapach, ale to po prostu nie tylko kwiaty… Trudno połączyć bogactwo zapachem z totalną świeżością. Tu się udało.
Nowy „Wind Flowers” powstawał pięć lat. Inspiracją dla Oliviera Creeda stała się tancerka Lauren Cuthbertson, która porusza się… jak unoszona wiatrem. Nie przesadzam. Jest jednocześnie silna i ulotna. I taki miks był właśnie pomysłem na „Wind Flowers”. Powstał piękny, musujący, kwiatowy zapach, ale z magicznymi nutami przywodzącymi ciepłe drzewa.
Najpierw o tej świeżości… W otwarciu zapachu mamy słodkie aromaty jaśminu i kwiatu pomarańczy, a także soczystej brzoskwini. Po chwili te świeże kwiaty dopełnia głęboki bukiet róży, tuberozy i jaśminu, a także sandałowca. I dopiero na końcu objawiają się nuty piżma, irysa i kwiatu pomarańczy oraz… słodkie, kremowe pralinki.
Mamy też nowy flakon. Firma co prawda została kupiona przez międzynarodową korporację finansową BlackRock, ale buteleczka ma przypominać o europejskiej historii. Wytłoczono na niej Fleur-de-lis, znak kojarzony od wieków z monarchią francuską. Obecnie jest to herb Paryża. I choć Creed powstał w Londynie, to jeden z najsłynniejszych zapachów marki, czyli owocowo-piżmowy zapach Creed Aventus, inspirowany był życiem Napoleona Bonaparte a siedziba firmy przez stulecia była w Paryżu.
Creed od lat produkuje perfumy, które trafiały na królewskie dwory. Do dziś zresztą dwór brytyjski je uwielbia, używa ich książę William i jego żona Kate. Firma tworzy piękne, bardzo męskie, klasyczne wody kolońskie (szczerze polecam Vikinga!). A ten najnowszy zapach jest niezwykły. Jak wspominałam, świeży, ale jednocześnie ciepły. Przekonajcie się. Na początek zamówcie próbkę w perfumerii Quality Missala. To może być miłość nie tylko na kwiatowy sezon!