Sabina to kwintesencja kobiecości. Warszawska Malena. Spędziłyśmy niezwykły czas na jednej z greckich wysp i zobaczyłam kobietę, która czerpie z życia pełnymi garściami, umie poddać się zmysłom, a przy tym śmieje się na potęgę. Lubi siebie i świat. Słucha i patrzy. Niech i Wam przybliży, jak fajnie można żyć i jak pięknie o siebie dbać. Oto, jak smakuje życie prawdziwa Kobieta, Sabina Stępniak:
„Kilkanaście lat temu rozpoczęłam nową ścieżkę zawodową, związaną ze sprzedażą polskich kosmetyków naturalnych Phenome. Teraz mogę powiedzieć, że ta zmiana wywołała wiele innych, które całkowicie zmieniły styl mojego życia. Nie tylko w temacie pielęgnacji. Wierzę i mam na to dowody, że każda drobna zmiana, której dokonujemy w życiu pociąga za sobą konkretne zmiany i odczuwalne rezultaty. Wierzę w konsekwencję i regularność, praktykowanie codziennych rytuałów. Nie jestem radykalna i nie lubię rozwiązań reżimowych. Zadaję sobie mnóstwo pytań i większość odpowiedzi pojawia się natychmiast, na niektóre trzeba poczekać. Są też dwie odpowiedzi, które bardzo szanuję, czyli: „to zależy” i „nie wiem”.
Od kilku lat budzę się bez budzika, chyba, że mam wczesny wyjazd, wtedy posiłkuję się wymuszoną pobudką. Wstaję między 5.00-6.00 i słucham ciszy. Ta poranna jest dla mnie najpiękniejsza i najbardziej twórcza dla mojej świadomości. Piję dwie, trzy szklanki bardzo ciepłej wody, niezależnie od pory roku. Rozkładam matę i praktykuję jogę. Hatha joga jest mi najbliższa, bo to ścieżka, którą pokazała mi moja nauczycielka Karolina Brzezińska. Dzięki Karolinie prawdziwie poczułam moje ciało, świadomość, ograniczenia i możliwości. Joga to nie są dla mnie ćwiczenia, tylko głęboka praca wewnętrzna, łącząca umysł, serce, ducha i ciało. Zakochałam się w jodze i możliwościach, które stwarza przy regularnej praktyce. Poza jogą staram się świadomie oddychać, wzdychać, sapać, prychać i ziewać kiedy tylko moje ciało się tego domaga.
Po jodze kolejne dwie szklanki ciepłej wody, jedna z kolagenem, druga z octem jabłkowym.
Poranna pielęgnacja to mycie twarzy pianką Non-drying od Phenome. Cudownie delikatna, a jednocześnie bardzo skuteczna. No i przyjemna. Potem tonik, bardzo lubię Aha, Aha I like it od Alkmie. Na tonik obowiązkowo serum z witaminą C, przez cały rok. Ja używam Wake up shot od Alkmie, bo widzę efekt od razu po aplikacji. Pięknie rozświetla, wyrównuje koloryt, nadaje świeży blask mojej skórze.
I na serum leci krem, moja miłość od premiery, czyli Uplift me marki Phenome. Magicznie natłuszczający, elegancki, pięknie łączy się ze skórą i daje efekt regeneracji, napięcia, zgodnie z nazwą – liftingu. Jest to produkt luksusowy.
W międzyczasie nieustająco sączę wodę i potem nakładam delikatny fluid marki Ilia.
I ruszam do zadań.
Wieczorem, zaraz po powrocie z pracy, zmywam wszystko produktami z porannej pielęgnacji, ale na serum nakładam olejek. Aktualnie mam różany z Ecco Verde, bo róża wspaniale wspiera moją skórę.
Bardzo ważnym elementem w dbaniu o siebie jest automasaż, który staram się robić 2 razy w tygodniu. Jest to facemodeling, inspirowałam się propagatorką tej metody, Anetą Hregorowicz-Gorlo. Przed masażem stosuję tylko tonik, żeby dłonie nie ślizgały się na skórze. Regularna praca przynosi widoczne efekty, jak w każdym innym procesie. Masuję się też płytką Gua sha, bardzo polecam. Włączasz „Sukcesję” i jedziesz kamieniem po dekolcie, szyi i twarzy (śmiech).
Od kilku miesięcy wykonuję też trening z EMS. Efekty zauważyłam po 4 miesiącach regularnych ćwiczeń 2x w tygodniu. Wysmuklenie ciała, ale przede wszystkim lepsze samopoczucie. No i duma po każdym wykonanym treningu, który jest bardzo wymagający.
Wierzę w zmianę, którą sami możemy kreować. I ja sobie dreptam małymi krokami po różnych obszarach mojego życia i dokonuję zmian. Mam poczucie sprawczości i wpływu na mój mikroświat”