Nie do picia… do łagodzenia skóry. Powiem wam, że przez tę wojnę, ciężko mi się myśli o pielęgnacji… a to ma swoje konsekwencje. Gdy się ma więcej niż 40 lat i przez kilka dni patrzy na wiadomości, nie pamiętając o wieczornych rytuałach pielęgnacyjnych, kończy się to przesuszeniem skóry. I mam. Myślę, że poza brakami pielęgnacyjnymi, ogólne poddenerwowanie też nie służy skórze…

Znalazłam jednak kojące rozwiązanie. Linia SVR ma bowiem nowość, która w obliczu wojny może nie wybrzmiała zbyt głośno, a powinna, bo naprawdę pomaga. Olejek Huile de Nuit z olejem z awokado, konopnym – z kwasami Omega 3 i 6, kokosowym (bogatym w lipidy), ożywczym ze słodkim migdałów, ochronnym dla skóry z pestek winogron, jojoba, który wzmacnia zdolność skóry do regulowania produkcji sebum oraz wspiera procesy naprawcze oraz olejem rzepakowym z witaminą E jest bombą witamin i składników kojących. Do tego ma w składzie
emolient naturalnego pochodzenia, który przeciwdziała wzmożonemu odparowywaniu wody, co wygładza i zmiękcza skórę.
Wystarczą 3-4 kropelki nałożone po demakijażu na noc a skóra wróci do formy. Używam razem z kremem do cery wrażliwej Sensifine Hydra-Creme. Chwila normalności w dziwnym świecie.
