Myślałam, że napiszę o wiosennych zapachach moich przyjaciółek, ale im dłużej pytałam, tym częściej słyszałam, że pora roku nieważna, one kochają to, lub tamto i pogoda nic nie zmienia. Ciekawe, że ja wiosną zawsze mam potrzebę dołożenia więcej kwiatów i cytrusów. Ale okazuje się, że stanowię wśród moich przyjaciółek mniejszość. Za to moja perfumowa sonda przyniosła mi wiele odkryć, o których już donoszę:

Edytka, która zawsze wybierała ciężkie zapachy, uwielbiała Kyoto i inne kadzidłowe eliksiry Commes des Garcons, pytana o wiosnę tylko się uśmiecha i przypomina, że ona zawsze – jak kocha to na zabój, a aktualnie zakochana jest w „Sancti”. Nieważne jaka pora roku. „Powąchasz – oszalejesz”, skomentowała. Mood Scent Bar, gdzie Edytka je kupuje, tak opisuje swoją miłość: „Sancti to zapach boskości, woda święcona wśród wód perfumowanych. Oświeca swoją czystością i pozwala dojrzeć to, co na co dzień utajone”. Dużo tam ambry, kadzidła, drzew… Edytkowy! Zapach ten skomponowała dla marki Liquides Imaginaires Sonia Constant. To ona stoi za sukcesem zapachów: Fleur Musc Naciso Rodriguez, Guerlain L`Abeille, Montblanc Emblem i Burberry Sport For Men. Perfumy Sancti należą – obok zapachów Fortis i Tumultu – do trylogii Les Eaux Delà, która powstała z inspiracji świętymi wodami spoza tego świata. Kto lubi drzewne perfumy, paczuli, kadzidło, mirrę i piżmo – polubi Sancti.

Blanka zdradziła niedawno swoje ukochane „Portrait Of A Lady”… ale okazało się, że Frederic Malle również maczał w tych, z którymi zaczęła romans swoje palce. Zapach ten, o którym moja przyjaciółka tancerka mówi „najlepszy pod słońcem” powstały z kooperatywy Driesa Van Notena z Frederikiem Malle właśnie. Tu też mamy nuty drzewne, sandałowe, korzenne i ciepłe, waniliowe. Określane jako unisex. Stworzył je w 2013 roku Bruno Jovanovich, który kreował zapachy dla Amouage, Caroliny Herrery, Oscara de La Renty, Jil Sander i wielu innych. Trafiła na niego w Galilu. To miejsce, gdzie wącha się różne cudowności świata aromatów i nagle powąchała ten. I jak to bywa z miłością – wpadła na amen.

Frederica Malle`a i jego perfum „Portrait Of A Lady” nie zdradziła za to Agnieszka. Ona, podobnie jak inne koleżanki, nie zmienia zapachów zgodnie z porą roku, a jak coś już kocha, to zimą i latem. A pokochała słynny Portret Damy, którego używa zamiennie z Narciso Rodriguez „For Her”. Zawodowo twardo zarządza biznesem, ale perfumy (dla kontrastu) ma słodkie. Jest drobniutką kobietką w rozmiarze S, ale zapachy wybiera ciężkie. Oba zresztą stoją także na moich półkach, choć „For Her” od dawna nie używam. „Portrait” – owszem. Kultowy zapach stworzony przez Dominiquea Ropiona stał się swego czasu niezwykle pożądanym obiektem westchnień wśród wielu moich koleżanek. Pamiętam, że w jednej warszawskiej perfumerii usłyszałam, że kobiety dzielą się na „portreciary” i te pozostałe. Cóż, takiej róży w zapachach dawno nie było. Nie sposób pomylić jej z innymi. Pamiętam jak w perfumerii w Rzymie, poszukując innego zapachu Frederic Malle, sprzedawca powiedział, że może mi oczywiście podać tamtem, ale widzi że pokocham „Portrait..”. Miał rację.

Monika wiosną dodaje cytrusów do swoich zapachów, ale i tak ostatnio zakochana jest w perfumach męża „H24” Hermesa, które regularnie mu podbiera. Jak twierdzi, pachną obłędnie i ona nie widzi świata poza nimi (i nim). Ciekawy zapach, zimny i mineralny. W sumie… idealny na ciepłe dni. To nowość z ubiegłego roku, świeża, zielona i aromatyczna. Za konceptem „H24” stoi Christine Nagel, dziś związana na stałe z domem mody Hermes, ale wcześniej tworzyła zapachy dla takich marek jak: Azarro, Chopard, Cartier, Karl Lagerfeld, John Galiano, Jo Malone London (pisze to oblana jej zapachem Earl Grey & Cucumber) i Dior (to ona wykreowała Miss Dior Cherry).

Ewa olewa perfumiarskie pory roku i bez względu na aurę oblewa się perfumami „Si” Armaniego, które stworzyła nota bene wymieniona wyżej Christine Nagel. Ewka jest szaloną artystką i ten zapach niejako ją łagodzi. Bo to jednak piękny włoski klasyk dla kobiet. Łączy nuty kwiatowe czarnej porzeczki i frezji. Ma też mocne piżmo i słodką, otulającą wanilię. Słodycz, kwiaty, elegancja. W sumie idealny zapach na ciepłe pory roku, ale Ewa kocha go również jesienią (hahaha jak z Barei).

Ania (zwana od swoich kręconych włosów Kudłatą) jest kolejną, której wiosna nie każe wymieniać flakonów z perfumami i od lat szaleje za „Reveal” Calvin Klein (fajnie, pierwszy flakon był ode mnie). Lubi jak pachnie na jej skórze i wszelkie mody ma za nic. Ale na wiosnę „Reveal” pasuje, bo są to perfumy nie tylko drzewne, ale i pudrowo-kwiatowe. To jednak nie wszystko, bo twórcy zapachu włożyli do niego też sól i pieprz. Wyszedł obłędny miks. Tu znowu powraca wymieniany już Bruno Jovanovich, który wykreował te perfumy w duecie z Jeanem-Markiem Chaillanem.

Ania (o włosach prostych i kasztanowych) lubi słodkość. Pamiętam, że to ona miała pierwsze „poważne perfumy” w naszej klasie – wtedy był to słynny zapach Jean Paul Gaultier „Classique”. Te w puszce. Pisało się o nich, że to zapach dla tych, które są dumne ze swojej kobiecości. Orientalny i drzewny. Lata mijały, nawet całkiem sporo lat… i dziś Ania ma na półce „COCO Mademoiselle” Chanel oraz pudrową wersję Narciso Rodriguez „For Her”. To jej zapachy na cały rok, ale oba lekkie i kwiatowe. „COCO” to przecież kwiat pomarańczy, pomarańcza, bergamotka, mandarynka a w sercu lang-ylang, róża, mimoza, jaśmin. A jaśmin to wiosna. Z kolei w „For Her” róża idzie w parze brzoskwinią. Pełna słodycz i soczystość. Plus zmysłowe piżmo i paczuli. I jeszcze coś, co Ania lubi szczególnie wiosną i latem czyli „Idole Aura” Lancome. Co tu z wiosny? Znowu jaśmin! Pachnie jak zapowiedź ciepłych miesięcy, cudownie. Ale jest w tym zapachu coś, co łączy obie Anie – czyli sól. Tu połączona z różą. I do tego piżmo i wanilia.

Natalia z kolei kocha zapach „Pacific Paradise” marki Escada, ale – co mnie zaskoczyło – używa ich głównie latem. A zimą prawie wcale się nie perfumuje. „Pacific Paradise” pasuje do ciepłych klimatów – jest cytrusowy i słodki. Owocowy, tropikalny i kokosowy. W tym roku zapach ten ma swoje 18-e urodziny, a wciąż nie wychodzi z mody. Phillipe Romano, który go stworzył, słynie z wakacyjnych perfum, dla Escady stworzył ich aż cztery. Zdecydowanie jednak „Pacific…” jest od lat najmodniejszy i podoba się kobietom. Natalia mówi, że kocha ten zapach, bo kojarzy mi się totalnie z latem, wakacjami i relaksem.

Justyna ostatnio rozkochała się w perfumach Salvatore Ferragamo. Włoski mistrz kreowania butów, który przeniósł się do Hollywood i stamtąd podbił świat, ma rękę do perfum. Doskonale rozumiem Justynę, bo od lat uwielbiam całą linię „Signorina”. Ona od pewnego czasu kocha „Amo”. Powstały w 2018 roku i są kwintesencją owocowych zapachów. Stworzyła je Marie Salamagne (uwielbiam jej perfumy stworzone dla Atelier des Ors). Nutami głowy w „Amo” jest – uwaga – Campari 🙂 a także czarna porzeczka i rozmaryn. W sercu zapachu czeka rabarbar, oczywiście znowu jaśmin a w bazie jeszcze wanilia i drzewo sandałowe.

Jak widzicie, w sumie żadna z wyżej wymienionych koleżanek nie zmienia perfum na wiosnę. W sumie, robią to tylko dwie prawniczki – Magda, Sylwia no i… ja. Sylwia wiosną przerzuca się na Gucci Bloom – w dodatku uwielbia wszystkie wersje. Ta pierwsza, z 2017 roku, to dzieło Alberto Morillasa. Piękny kwiatowy koktajl jaśminu i tuberozy. Ja uwielbiam ten z białymi kwiatami (i tuberozą) – Gucci Bloom Nettare Di Fiori. Generalnie wszelkie odsłony tych kwiatowych, kobiecych zapachów są cudowne i mi również pasują wiosną.

W białe kwiaty (również marki Gucci) poszła Magda, nasza świeża młoda żonka, która ewidentnie ma w duszy romantyczne nuty. Bo „Gucci Flora Gorgeous Gardenia” jest słodka (brązowy cukier i paczula) i kwiatowa (ma nuty gruszki, jaśminu i tytułowej gardenii). Zapach ten stworzył – podobnie jak inne kwiatowe Gucci – Alberto Morales, ale tym razem w parze z Honorine Blanc (to ona wykreowała piękny zapach dla marki Kilian o długiej nazwie: „I Don’t Need A Prince By My Side To Be A Princess – Rose de Mai”).

A ja… cóż, używam teraz dwóch zapachów zamiennie. Pamiętam jak mroźną wąchałam w perfumerii Quality Missala różne perfumy i był jeden, który nie zrobił wtedy na mnie żadnego wrażenia. Nie pasował do nastroju. Ale ustawiłam sobie na półce próbkę. Kilka dni temu, w wiosennym nastroju, patrząc na pierwsze promienie słońca, pomyślałam: o, zobaczmy jak „Erba Pura” marki Xerjoff pachnie wiosną. I natychmiast powędrowałam myślami nad Morze Śródziemne, do tych wszystkich cytrusów, słodkich owoców, pomarańczy i cytryn… To ciekawy zapach, ma też w sobie białe piżmo, ambrę i bergamotkę, co zabiera nieco tej soczystej owocowości i kwiatowości. Oczywiście bez dwóch zdań perfumy te są wiosenne i na dzień, ale nagle chcę nosić je codziennie. Pewnie bardziej w ciągu dnia. Bo wieczorem..

Wieczorem kusi zapach, który owszem, ma wiele kwiatów, ale one są w nim głęboko pod powierzchnią innych nut. W pochodzących z Omanu, a odkrytych w perfumerii Sense Dubai, perfumach „Oud Aquilaria” miłość zaczyna się od różowego pieprzu, rozmarynu i słodkiej woni jabłka, a dopiero później wyłania się wspaniały bukiet kwiatowy, różany, szałwiowy… a na końcu czeka ciepły tytułowy oud i paczula. Orient i kwiaty.

Myślałam, że większość z nas zmienia zapachy na wiosnę i lato. Ale tak nie jest. Ale jednak… co ciekawe, wiele z nas używa przez cały rok perfum, w których ukryty jest jaśmin. Dla mnie kwiaty jaśminu i bzu to wiosna. W pełni. Możemy lubimy tak pachnieć zawsze i trochę oszukiwać mózg, że wokół pełno kwiatów. Moje przyjaciółki lubią perfumy, których kreatorzy powtarzają się. Lubią słodycz. Kilka – tę w cięższej wersji. Frederic Malle i Narciso Rodriguez powracają jak bumerangi. Pachnie jaśmin i róża. I prawie wszystkie są wierne zapachom przez lata.