Na początek wchodzi konsystencja. Śmietankowa i delikatna, szybko wnika w skórę. Daje efekt nasycenia skóry. To pierwsze wrażenie ze spotkania z nowym serum do twarzy marki Mokosh. Od razu zauważam matowe wykończenie. Producent zaznacza, że dobrze sprawdzi się w pielęgnacji cer tłustych i trądzikowych. Ja mam miejscami tłustą, miejscami przesuszoną. I zdecydowanie skłonną do podrażnień. Tu pomoże ekstrakt z lukrecji, który łagodzi podrażnienia.
Wiem, wiem, lubię tę markę i juz by mogło mi wystarczyć cudowności bo i tak by mi się to serum spodobało. A jednak jest jeszcze więcej ciekawych składników. Po pierwsze: witamina C o idealnym działaniu rozjaśniającym i rozświetlającym. Po drugie: olej z nasion owsa bogaty w przeciwutleniacze, fosfolipidy, kwasy omega-3 i omega-6 działa przeciwstarzeniowo. Po trzecie: bioferment z bambusa, czyli roślinny silikon, nawilżający skórę oraz wspierający jej funkcje ochronne. Poza tym w serum jest też kompleks z drzewa tara i czerwonych alg (działanie liftingujące, wygładzające i poprawiające koloryt). I jeszcze Hemiskwalan (C13-15 Alkane), który stanowi naturalny składnik płaszcza hydrolipidowego skóry, zabezpiecza ją przed nadmiernym wysuszeniem. Na koniec wspaniałe naturalne oleje: macadamia, ze słodkich migdałów, słonecznikowy, a bisabolol (który jest naturalnym składnikiem pozyskiwanym z destylacji olejku z kwiatów rumianku) koi skórę.
Bakuchiolu jest w owym serum 1%, podobnie jak witaminy C. Bardzo przyjemnie się stosuje. Zaczęłam trzy dni temu i bardzo mi się podoba. Będę zdawać relacje po kolejnych tygodniach.