Ledwo wyjęłam je z pudełeczka a już wzbudziło zainteresowanie mojej córki. Z jednej strony to wspaniałe, że wychowałam człowieka, który dba o swoją skórę, z drugiej – muszę uważać, bo lubi mi najfajniejsze kosmetyki po prostu podwędzić.

Na szczęście nie podbiera mi narazie maseczek „anti-ageing”, ale o kremy i żele już walczymy. A tak serio, dlaczego natychmiast mi zabrała akurat ten kosmetyk? Ponieważ jest żelowy! To wciąż dla wielu osób ulubiona konsystencja. Wchłania się błyskawicznie. Szczerze, ja też to w nich lubię, szczególnie rano.

Zatem nowe żelowe serum Garnier z wegańskiej linii Hyaluronic Aloe ma trzy wyjątkowe składniki: kwas hialuronowy, ekstrakt z aloesu i glicerynę. Kwas hialuronowy, pozyskiwany w procesie biofermentacji, ma właściwości ujędrniające i zdolność do wiązania 1000 razy więcej wody niż sam waży! Świetnie nawilża. Natomiast organiczny ekstrakt z aloesu wspaniale odświeża, łagodzi i intensywnie nawadnia skórę. Aloes wykorzystywany jest w kosmetykach od lat i zwykle ma właściwości kojące. Tak jest i tu. A że przyjemnie się go stosuje, chętniej będziemy po niego sięgać.
