Co przywiozłam z Australii

Przede wszystkim – w Australii widziałam najwięcej pięknych sfitnessowanych ludzi. Dbałość o ciało jest niebywała, ale czego się spodziewać, skoro życie toczy się przy boskich, śnieżnobiałych plażach lub na falach oceanu. W związku z życiem na słońcu i z deską surfingową pod pachą, półki uginają się od balsamów do ciała i kremów z filtrem, a także od produktów kojących po opalaniu.

Plaża Bondi w Sydney, kraina wysportowanych ludzi

Spodobała mi się marka Lanolips, bazująca na naturalnej lanolinie, czyli sebum wytwarzanym przez skórę owiec. To fantastyczny produkt uboczny produkcji wełny, który doskonale pielęgnuje skórę i łagodzi podrażnienia. Taka jest zresztą pierwotna funkcja lanoliny – jej zadaniem jest ochrona skóry owiec przed niekorzystnymi warunkami atmosferycznymi.

Lanolips – z naturalną lanoliną (Fot. IG Lanolips)

Poparzeń słonecznych tam nie widziałam, może dlatego, że filtry SPF są czymś normalnym i codziennym. Inna sprawa, że niewiele osób po prostu smaży się na słońcu. To raczej plażowanie w ruchu – surfing, gra w siatkówkę, spacery, pływanie. A ocean (zarówno Pacyfik jak i Indyjski) są przyjemnie ciepłe. A Australii popularna jest marka SAND&SKY (nazwa zresztą idealnie opisuje ten kontynent) i upolowałam kilka fajnych kremów z filtrem tej marki. Żeby nie było, zabrałam ze sobą moje ukochane musy brzoskwiniowe SVR z filtrem 50, ale dość szybko je wykorzystałam. Na miejscu poszukiwałam zatem lokalnych hitów.

POdstawa pielęgnacji – krem z filtrem (Fot. IG SAND&SKY)

Honorata bardzo chciała, by przywieźć jej z Australii kultową maść Lucas Papaw Ointment. Faktycznie, jest chyba w każdym domu. Aneta, Polka mieszkająca w Perth, śmiała się, że Australijczycy leczą nią wszystko, ponieważ nawilża, odżywia, koi, uelastycznia, ma działanie przeciwzapalne, po prostu leczy. Na czym polega fenomen Lucas Papaw Ointemnt? Maść zawiera wysokiej jakości farmaceutyczną wazelinę jako nośnik składnika aktywnego – świeżo sfermentowanej papai (owocu o antybakteryjnych właściwościach). Maść jest na rynku od początku XX wieku i wciąż cieszy się ogromną popularnością. Na codzień moje tamtejsze koleżanki używają jej jako balsam do ust, ale kiedy jedna się poparzyła (zapomniała posmarować pleców kremem z filtrem) – od razu sięgnęły po ten produkt.

Magiczna papaja w Lucas` Papaw Ointment

A propos poparzeń słonecznych – tu pomaga oczywiście także aloesowy żel. Na miejscu odkryłam lokalną markę Australian Gold, zużyłam w całości na miejscu, ale po powrocie do domu okazało się, że może go kupić na Amazonie – co natychmiast uczyniłam, bo aloes jest wspaniały! Cudownie koi skórę po nadmiernej ekspozycji na słońce. W każde wakacje mam go pod ręką.

Także w Polsce kupuję australijskie szampony MUK HAIR (szczególnie waniliowe pachną jak budyń i pięknie nawilżają włosy!) Poradziła mi je świetna kolorystka fryzjerka Iwona Bednarska. I jeszcze jedna, piękna marka o zapachach jak marzenie, którą spokojnie można kupić w Polsce – w perfumeriach Galilu, czyli AESOP. Szczerze – lubię dokładnie wszystko tej marki. Konsystencje i zapachy sprawiają, że czuję się z nimi jak w spa. I staram się dawać sobie to uczucie jak najczęściej.

AESOP, prosto z Australii (IG marki)

bellateca
bellateca

Im więcej mam lat, tym temat urody jest ważniejszy. Wymaga pracy, uważności i dbałości. Tym chętniej o tym piszę.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *